Nadeszła ta długo oczekiwana chwila – Palp zmienił jedną fabrykę na inną.
Nadeszła ta długo oczekiwana chwila – Palp zmienił jedną fabrykę na inną.
Od dłuższego czasu nosi mnie, żeby coś napisać, ale cóż to można dodać do naszej nowej, lepszej, rzeczywistości? To, co nawet rok temu wywołałoby salwę śmiechu, teraz śmieszne nie jest. Primaaprilisowy żart – sprawdzam następnego dnia, bo kilka ostatnich miesięcy nauczyło mnie, że nie ma takiego idiotyzmu i takiej paranoi, której obecny obóz rządzący by nie wprowadził. I będę się jak głupi śmiał z dziwnego newsa w telewizji, a tu się okaże, że to wcale dowcip nie był. No i jak to napisać coś zabawnego? Czytaj dalej
Palp się trochę stęsknił za tanimi warzywami pachnącymi latem. Gdy lato nadeszło, a z nim uginające się pod ciężarem jadła stoły – kombinuje coś ciekawego – tak często, jak mu siły pokorporacyjne pozwalają. Na niedzielną obiadokolację wymyślił faszerowane papryki, ale swój wypróbowany przepis postanowił sturścić, stukować czy sturczyć, w sensie nadać daniu tureckiego szlifu. Kiedyś już próbował. Czytaj dalej
Znacie to uczucie, gdy zapowiedź materiału na stronie głównej serwisu ma się nijak do treści artykułu? Tak, Moi Drodzy, największe portale informacyjne w Polsce spudliły się strasznie. Walka o każde kliknięcie trwa i żadna redakcja nie zawaha się przed żadną kombinacją i manipulacją, żeby na nas wymusić kilka minut więcej w serwisie. Grają na naszej wścibskości, chorej ciekawości i poszukiwaniu sensacji. Gdy tylko połączy się to z sezonem ogórkowym, a to na dodatek z jakością naszych newsów (sorry, jaki kraj, takie newsy), to wychodzi jakaś straszna kaszana…
Wyszło, Moi Drodzy, tak ciekawie, że Palp w swoim korpo zmianę stanowiska zaliczył. Tak, tak, korpo-ludź pełnym pyskiem i całą gębą. Z kierującego 19-osobowym teamem stał się nagle kierującym 75-osobowym zespołem, sygnaturka w mailu zrobiła się dwa razy dłuższa (sam nie pamięta już za bardzo jak brzmi) – urosła chyba wraz z listą obowiązków – bo ta natychmiast 3 razy dłuższa się chyba zrobiła. Nie jednak długość sygnaturki ani tym bardziej długość listy obowiązków wpływają na wysokość comiesięcznych wpływów na konto Palpa. Bo wiecie… tu się, niestety, nic na razie nie zmieniło. Smuteczek taki, co nie?
Warszawskie (i nie tylko warszawskie) salony, saloniki, living roomy i kurniki ogarnęła nowa moda. Grillowanie na balkonie, januszowe kibicowanie piłkarzom (ręcznym, nożnym, siatkowym czy innym) oraz wakacje w Egiptowie są już passe. Teraz liczy się Noc Muzeów. A niech wiedzą, że kulturalnie raz w roku wychodzimy do muzeum. Niech, kurwa, mają świadomość jełopy na fejsbusiu, że my kurwa kulturalne chamy jesteśmy, a słoma z butów to tylko modowy zabieg mający podkreslać naszą dumę z wsiejskiego etno-pochodzenia. Bo my Warszawiaki som, od 10 pokoleń albo 10 tygodni. Wsjo rawno, moi drodzy, na odległość pachnie gównem jak noc długa i szeroka.
Dawno, dawno temu miałem już coś takiego skrobnąć zafascynowany korpostajlowymi odkryciami. Nie wychodziło jakoś. Później czasu nie było. A później nie było chęci. Następnie zapomniałem co chciałem napisać. A na koniec tak się przyzwyczaiłem do tego, co do mnie mówią, że nie widziałem w tym nic dziwnego.
Kiedy wszyscy zaczynają pełną piersią oddychać pierwszymi objawami wiosny, pozbywając się jesienno-zimowych depresji i lutowej zadumy nad sensem ludzkiej egzystencji – Palp, pozbawiony (chwilowo) towarzystwa zaszywa się w swoim mieszkaniu szukając sobie zajęcia na coraz to krótsze wieczory. Palp, jak już kiedyś wspomniał, fanem różnych serii telewizyjnych bywał, aż tu nagle odkrył coś, co miliony od lat znają, a on nawet o tym nie słyszał. „Stary… oglądałem pilota i 20 minutach rozjebało mi mózg!” – taką reklamę usłyszał kilka dni temu. Nie ma dla Palpa lepszej rekomendacji. Ha! Palpowi… rozjebało (przy tym serialu nie można napisać inaczej) nie tylko mózg. Palp został wciśnięty w swoją kanapę tak fizycznie jak i mentalnie.
„A mózg jaki jest każdy zobaczyć może. Są miejsca, które błogosławisz Boże”. Każdy je ma, prawda? Masz je Ty, mam je ja. Ma je chyba też Kazik Staszewski. Miejsce, w którym się przebywa nie dla jakiegoś większego, ponadczasowego celu, nie dla lansu nie dla potrzeby chwili – dla znalezienie odpoczynku, chwilowego powrócenia do tego, co kiedyś w życiu było ciekawe, ważne, interesujące, dziwne. Dla wspomnień jakichś. Witajcie w mózgu, a właściwie w „Mózgu”.
Drogie Panie… bo do Pań się najpierw zwrócę, by później panom dać coś do poczytania – czasami nie zdajecie sobie sprawy (albo po prostu udajecie że sobie sprawy nie zdajecie) na jaką ciężką artylerię psychiczną (oby nie i czasem fizyczną) narażacie cały świat każdego miesiąca. Tak, mówię o „tych dniach” a właściwie o tych przed nimi. Naszpikowane hormonami jesteście nieobliczalne, absurdalnie nieodpowiedzialne, a co najgorsze – wszyscy wam to wybaczają, bo to „te dni”. To ma wszystko tłumaczyć, to ma być usprawiedliwieniem każdego focha, obrażenia połowy ludzkości czy płaczu z bliżej nieokreślonego powodu w środku dnia.
Miałem o tym napisać już jakiś czas temu, ale ten, kto zauważył – ten zauważył – miałem dość niepokojąco burzliwy okres w życiu (a kto nie zauważył – to trudno, płakać przecież nie będę). W moim ulubionym autobusie, z usług którego korzystam dwa razy dziennie: dziewczę młode miało dwudziestominutowy orgazm. Może i dłuższy, nie wiem, wysiadłem na swoim przystanku zostawiając ją na pastwę lubieżnych, zazdrosnych spojrzeń innych pasażerów.
Czy ktoś w ogóle rozumie pęd ludzi do podwyższonego poziomu adrenaliny? Do poczucia strachu, niepokoju czy braku kontroli otoczenia – w imię lepszego samopoczucia, przygody czy przekonania się samemu, że „można”? Kto rozumie chęć wykorzystania naturalnego mechanizmu – strachu – w zupełnie innym celu, niż natura przewidziała?
Czegoś ja w tej mojej kochanej Warszawie nie rozumiem. To, że nadajemy ulicom patronów żyjących – to już wiemy. Jest taka wielka aleja w samym centrum, która imię Wielkiego Polaka jeszcze za jego życia otrzymała. Ale żeby nie dawać naszym i nagradzać jakichś obcych bohaterów? Bo to, że nie ma ulic Senny czy Schumachera – to rozumiem. Pomimo że jest ulica Prosta – co już jest dziwne, bo czemu akurat Prost ma być uhonorowany jakoś specjalnie? Ale żeby zaraz obok nie było ani ulicy Kubicy ani choćby pasażu Hołowczyca? Nic? Placyk? Zakątek? Alejka? Może jakiś chociaż basen, cmentarz czy osiedlowy sklepik? Nic? Wstyd, Drodzy Państwo.
Pięknego, lekko deszczowego, sobotniego popołudnia, mój fejsbukowy wall został zaatakowany. Z całą okazałością ukazał mi się podpis (cytuję) „Świetna reklama Polski za granicą. Zapierający dech w piersiach klip o naszej Ojczyźnie” z linkiem do filmiku. Zawsze oglądam takie filmiki, a już Polskę mające promować: klikam nawet na telefonie. I co moi drodzy? Gówno jedno wielkie i normalnie odraza. Wychodzą nasze martyrologiczne, bogoojczyźniane i mesjanistyczne kompleksy i wiara w to, że nasza historia i wkład w dzisiejszy ład światowy jest co najmniej ponadprzeciętny w każdej możliwej dziedzinie. Reklamy Polski ani trochę.
Miało być muzycznie. I muzycznie będzie. Miało być o magii Asafa Avidana, na którego koncercie miałem prawdziwą przyjemność być, ale nie o Asafie będzie. Palp odkryje swe pierwsze muzyczne karty. Zdradzi, co rajcuje go w muzyce, co podnieca w treści i co powoduje, że (nieliczne) włosy na rękach stają mu dęba.
Czerwiec w połowie, lato za oknem. Tak, dla 90% społeczeństwa zaczynają się wakacje. „Wakacje! — with Ania B. and 2 others at Lotnisko Chopina” – grzmią statusy na Fejsuniu – „Goodbye Warsaw! — with Jasiu C. and 6 others at Lotnisko Chopina” – krzyczą inne. Tak, moi Drodzy. Sezon ochów i achów nad przydrożnymi barami, słit fociami z zabytkami w tle i brudnymi dziećmi z indyjskich miast na lirycznych zdjęciach z „Paweł Photography” uważam za otwarty. Przyzwyczajcie się, będzie jedynie gorzej!
Zrobiłem dzisiaj myk miesiąca. Wstałem rano, przykładnie, o 6.15, wykąpałem się, zjadłem nawet, ubrałem, wbiłem w zapchany autobus i pojechałem do pracy. Tam dowiedziałem się jednak, że w związku ze świętami w Niemczech – i ja mam wolne (śmiejcie się, śmiejcie). Takie dni podarowane przez los spędzam na nadrabianiu tego, na co nie ma czasu w środku tygodnia. A towarzyszą mi wszelakie telewizje informacyjne. A dziś tematy moto.
Nie znacie? Nie zna nikt, bo to poseł Sejmu Dzieci i Młodzieży, którego posiedzenie miało miejsce w naszym parlamencie 1 czerwca – w Dzień Dziecka. Ach, jakże chciałbym, by słowa licealisty stały się rzeczywistością. Żebyśmy nie płacili danin, a podatków żeby nie było. Żebyśmy mieli świetną edukację i żeby do mojej kiesy wpadał tysiak więcej. A może nawet trzy.
Aby normalnie funkcjonować, serwisy newsowe, portale i zwykłe strony internetowe – muszą zarabiać. Tego chyba nie trzeba tłumaczyć nikomu. Pośród dziesiątek metod zarabiania najpopularniejsze (chyba oprócz sprzedaży na samej stronie) jest zainstalowanie różnego rodzaju „reklam”, które dzięki mniej lub bardziej zaawansowanym i wysofistykowanym (piękny łamaniec, Korpo stajl! zapewne doceni!) metodom wyświetla czytającym rózne formy reklam.
Ci, którzy tutaj zaglądają choćby od czasu do czasu wiedzą, że tematyka moich wypocin jest niezmiernie zróżnicowana. Niby na różne tematy można tutaj trafić, ale gdy patrzę, jakie frazy wpisywali wędrujący po bezdrożach Internetu użytkownicy, to z jednej strony zastanawiam się, czego ludzie tak w ogóle szukają w Googlach a z drugiej: w jaki przedziwny sposób działa algorytm wyszukiwania największej światowej wyszukiwarki. Pomyślmy…
Czyli co? Według pierwszych sondaży na 30,33 mln osób uprawnionych do głosowania głosowało: 22,7%. Na narodowców głosowało 1,5% czyli około 103 tysiące ludzi. Śmiać się, czy płakać? Ja sobie popłaczę. Choć podobno faceci nie płaczą, ja jednak popłaczę sobie oglądając z mojego balkonu odlatujące z Okęcia samoloty.
No tak. Zaniedbałem. Przyznaję się bez bicia. I nie będę się usprawiedliwiać, że życie do dupy, kobiety są złe, faceci to chuje, że taki mamy klimat, a zupa była za słona. Nie miałem feng shui na pisanie i tyle. Nadrobię zapewne. Czytaj dalej
Niemiec, który mówił do mnie per „Panie” zaginął. Nie przyszedł do pracy, nie odpowiedział na żadną wiadomość, zniknął. Podobno skontaktowała się z naszym biurem jego rodzina, ale to wszystko ścisłe przez poufne. Obstawiamy, że psychicznie nie wytrzymał, ale mamy nadzieję, że to nie wina „kolegów” ale „miejsca pobytu”. Choć w sumie nie wiem, co ja obstawiam, a co bym wolał, by było prawdą.
Opuściłem się, więc nadrabiam. Powiem wam szczerze: nie chce mi się jak cholera, ale z przyzwoitości parę słów skreślę mimo późnej pory. Ciekawi jednostek stających mi codziennie na drodze? Ha! Korpo ma swoje stałe klimaty…
subiektywnie i ze szpileczką o perfumach...
There is another world, but inside this one, inside me.
into another world
#czytajkulturalnie
.. kilka słów ..
Któren zawiera w sobie curiosa rozmaite ku wesołości, ale i smutney refleksyi odwiedzającey go publiczności pomieszczone
Widujemy się rzadko, ale intensywnie.
by Agata Rutkowska
Blog o wnętrzach, o tym jak wpływają na nasze życie, aby stawało się proste i szczęśliwe.
notatki. fotografie. myśli
widziane lewym okiem wariata
Zatrzymaj się! Nieporadnik (sic!) życiowy okiem kobiety psychologa...z emigracją w tle.