Przewodnik praktyczny wczasowicza: O czym nie zapominam jadąc na wakacje, Czyli kontynuacja tematu z mniejszym już przymrużeniem oka…

Wzrost wejść na bloga: +1992,31% – z dnia na dzień, pierwsze miejsce w polskiej części Wodrpressa w kategorii „Najszybciej rozwijający się blog” i w pierwszej pięćdziesiątce na świecie w tejże dziedzinie. Dzięki mojemu – subiektywnemu oczywiście – przewodnikowi. A bardziej dzięki WAM, czytelnikom! Bardzo wszystkim dziękuję! Ciągnę więc temat, tym razem już z mniejszym przymrużeniem oka.

Garść informacji od faceta, który przemieszkał 6 lat w „destynacjach”. W hotelach, wynajętych mieszkaniach, na statkach, w samolotach i autobusach. Ostrzegam: dawno już zaniechałem moich wyjazdów, bo, jak większość moich znajomych z tamtych czasów: zająłem się czymś innym. Większość z nas prowadzi swoje projekty, czasem wewnątrz innych organizmów, bądź na własny rachunek. Jak i ja.Tak więc przyjmijcie to jako garść porad ogólnych, o których czasem zupełnie się zapomina. Kilka „pod Egiptomaniaków”, ale reszta chyba zrozumie… w końcu przeżyłem 2 lata pod egipskim słońcem.

No więc jedziemy.

Część Pierwsza – Przygotowania.

Przede wszystkim zastanów się, dokąd chcesz jechać, dokąd możesz i na co Cię stać. Jeśli zarabiasz powiedzmy sobie szczerze: średnio, to pewnie na Seszele, Malediwy czy inne Karaiby Cię nie stać. Nic straconego. Nie zginą, a Ty masz w pobliżu kraju kilkanaście równie ciekawych miejsc. Zakładam, że jesteś przedstawicielem klasy średniej, stać Cię na dużo, ale nie na wszystko, i masz dość przeciętne oczekiwania. Tak jak pewnie 95% turystów w Polsce i w Europie.

  1. Jeśli nie masz dzieci w wieku szkolnym – 10 razy przemyśl, czy musisz jechać na urlop w wakacje. To są absolutnie same minusy. Hotele najdroższe, temperatura w wielu miejscach absolutnie nieznośna, tłoczno i duszno. Plusem wakacji są miejsca huczne i głośne bawiące się latem tylko właściwie. Jeśli takich szukasz: lato będzie odpowiednie. Ja się oduczyłem skutecznie wyjazdów latem. Primo: praca nie pozwala za bardzo, i drugie primo: wolę jednak bardziej logiczne temperatury. Trzecie primo jest takie, że ja plażowy nie jestem, więc mi to obojętne.
  2. Jeśli masz dzieci w wieku szkolnym, które zabierasz ze sobą, a nie upychasz teściom: sprawa jest jasna: bierzesz je ze sobą. I dla korzyści wszystkich (a zwłaszcza swoich dzieci – nie mówię już tutaj jak bardzo idziesz na rękę ludziom takim jak ja – posiadającym na dzieci istną alergię..) wybieraj hotele polecane rodzinom. Przede wszystkim masz dla nich rozrywkę: mniejsze baseny, mini kluby, animacje. Naprawdę to są najfajniejsze wakacje dla małolatów. A przy okazji nie przeszkadzają innym. Kilka polskich biur ma swoich własnych animatorów, ale ja bym wcale nie upierał się nad polskimi „klubikami”. Międzynarodowe kluby mają też swoje plusy. Dziecko uczy się angielskiego (przecież dbasz o jego edukację i stać Cię, tak?) – daj się mu wykazać. I nie ma że „nie dogada się”. Jak będziesz sobie tak wmawiać, albo co gorsza – pozwolisz żeby Ci tak wmówiono – pozbawisz dziecka podstawowego treningu językowego. I tu akurat wiem o co chodzi i na czym to polega (na razie musicie uwierzyć na słowo). Popatrzcie na stronach www jakie hotele mają animacje, albo poszukajcie w katalogach naszych sąsiadów – oni naprawdę fajne animacje robią.
  3. Ubezpieczenie. Ogólnie rzecz biorąc – jesteście wszyscy ubezpieczeni od kosztów leczenia za granicą i NNW. Jeśli nie masz zamiaru uprawiać sportów ani nie jesteście przewlekle chorzy – nie ma sensu dokupować dodatkowego ubezpieczenia. Jeśli jednak jest odwrotnie: ubezpiecz się dodatkowo, albo przez organizatora albo prywatnie. Czasem, gdy dużo zarabiasz, albo jesteś gdzieś-tam jakiś super ważnym Klientem – dostajesz takie ubezpieczenia za darmo w pakietach. Sprawdź. I nie oczekuj, że ktoś to zrobi za Ciebie. To Twoje zdrowie. Sam się o to zatroszcz.
  4. Nie zabieraj góry leków. Niektóre, zwłaszcza na wszelkiego rodzaju przeczyszczenia, sraczki i inne zemsty faraonów – nie podziałają tak jak myślisz. Jak będzie trzeba – kupisz na miejscu. Inna flora bakteryjna i inne leki. Nie bój się lokalnych lekarzy. Nawet Egipt, Tunezja, Turcja czy Maroko to kraje, które kształcą lekarzy. Tak, mają szpitale i przychodnie. Nie rób do cholery z siebie globtrottera jeżdżącego do środka amazońskiej dżungli czy do środka Nowej Gwinei. Na wakacjach wciąż masz cywilizację. Oni potrafią leczyć i – co niektórych zaskoczy – potrafią obandażować nogę czy wyciąć wyrostek. A niektórzy to nawet znani na całym świecie specjaliści. Więc: płacisz za usługę i zabierasz rachunki. W kraju wysyłasz je ubezpieczycielowi, który zwróci Ci kasę.
  5. Nie pytaj na forach jaką walutę zabrać, bo to jest lekko drażniące. Jest kilka walut, które na całym świecie są rozpoznawalne. Przede wszystkim dolary amerykańskie i euro. Na 99% je wymienisz. Dodatkowo masz przecież karty kredytowe czy debetowe, tak? Wiele banków nie pobiera już prowizji za wypłatę za granicą w ogóle, albo jakieś drobne, więc to też jest bardzo wygodne: wypłacasz w lokalnej walucie. To wszystko. Zorientuj się ile co jest warte, żeby się nie zaskoczyć jak ja kiedyś w jednym europejskim kraju. Podchodzę do bankomatu i nie wiem, ile wypłacę. Nie miałem pojęcia ile wart jest… forint. Moja wina, moja wielka wielka wina. Wypłacałem „na oko” czyli co podpowiedział bankomat…
  6. Na litość boską: wyłącz wszelakie usługi w telefonie. Najlepiej zakaż telefonowi łączenia się z Internetem za granicą. Wszystkie usługi coś tam ciągną: prognoza pogodny, serwis newsowy, lokalizacja jeśli jest oparta o sieć i tak dalej… Chcesz wiedzieć jakie ceny są za takie połączenia? Proszę bardzo: jest tutaj (uwaga plik pdf) To cennik Play – nie żebym strasznie lubił tą sieć, wręcz odwrotnie, ale łatwo zobaczyć, że Egipt czy Turcja to „Strefa 2” a tam w roamingu ściągnięcie 1 MB danych kosztuje, uwaga uwaga! – 30 złotych polskich! Policzcie sobie, ile kosztuje ściągnięcie materiałów ważących 1 GB. O tak, proszę Państwa, to są sumy przekraczające w większości Wasze budżety. Tak więc jeśli macie abonament, to tak sobie samym jak i dzieciom wyłączamy Internet. W każdym kraju można za śmieszne pieniądze kupić karty prepaid na net albo korzystać z WiFi. To są dobre rozwiązania.
  7. Poczytaj o miejscu, do którego jedziesz. Kurwa mać, czytanie nie boli, a podróżowanie polega na poznawaniu. Poznawaj, korzystaj z okazji. No chyba że jedziesz tylko i wyłącznie na plażę. Tak, też to rozumiem.

Część Druga – Na miejscu.

  1. Domagajcie się swojego. Ani mniej ani więcej. Czyli – jak pisałem ostatnio – jeśli macie widok na morze – domagajcie się. Macie 2 posiłki, to tyle macie dostać. Ale nie więcej. Chcecie więcej: zapłaćcie.
  2. Weź z samolotu gazetę (jeśli dają), albo kup na lotnisku Politykę, Newsweeka, Wprost czy National Geographic. Mały prezent dla rezydentów. Stać Cię na gazetę do samolotu, tak? Poczytasz, i oddasz na spotkaniu. Nie masz najmniejszego pojęcia jak zapunktujesz u rezydentów! W dobie Internetu nie brakuje informacji czy kontaktu, ale prasy brakuje każdego tygodnia. Ja nie chcę powiedzieć, że Klienta z gazetami traktuje się jakoś szczególnie 🙂 po prostu się pamięta! A co!
  3. Wycieczki fakultatywne? Well, temat rzeka. U rezydenta przeważnie kilka razy droższe niż „na mieście”. Czym się różnią? Czasem te na mieście znalezione mają więcej stopów na zakupy. Bo musicie przecież zakupami zarobić na przewodnika, pilota a czasem nawet kierowcę. Aha, niektórzy rezydenci straszą, że jak jedzie się z biurem z miasta, to traci się ubezpieczenie. Konia z rzędem temu, kto to wymyślił. Ubezpieczenie zawarte przez organizatora na rzecz Klienta jest zawierane na CAŁY czas pobytu. Tyle. A co do meritum sprawy? Hmmmm… najwięcej zależy od pilota / przewodnika (czasem to jedna osoba). Niektóre jednak wycieczki są dla mnie bez sensu z założenia. Jak jednodniowy Kair z Hurghady, dwudniowa Kapadocja z Antalii tudzież z Marmaris czy Kusadasi (takie też widziałem), czy jednodniowe Ateny z Półwyspu Chalcydyckiego. Dla mnie masakra. Ale jak lubisz spędzać 15 godzin w autobusie plus 6-8 na zwiedzaniu… Twoja kasa, Twój czas i Twoje wakacje.
  4. Wiadome jest, po co kupiłeś all inclusive. Ja będę Cię jednak przekonywał, żebyś chociaż raz na kilka dni wyruszył na podbój lokalnych knajp, barów i uliczek. Im mniejsza ulica i im dalej od głównych arterii turystycznych – tym znalezione knajpy będą bardziej lokalne. W wielu miejscach na południu jedzenie to nie „spożywanie pokarmów” ale sposób na spędzenie całego wieczoru. A wierzcie mi, Grecy czy Turcy szybko integrują się przy butelce raki czy retziny – a jak zobaczą obcokrajowców, którzy próbują tego, co oni. Ha! Poznajecie lokalny folklor na własnej skórze!
  5. Jak już wracacie tymi bazarkami i handlowymi ulicami, i dość już macie handlarzy, to najlepiej się uśmiechać i zdecydowanie i asertywnie nie dawać się zagonić do sklepu. W krajach arabskich używałem zdania, które powodowało, że sklepikarzy zamurowywało na 10-20 sekund. Fonetycznie: La-a, szokran, jani. Mafisz flus!”. Co to znaczy? „Nie, dzięki, stary. Nie mam kasy”. Przeciętny egipski sklepikarz będzie najpierw zaskoczony że biały (sorry, przełożenie jest proste: biały —> turysta —> kasa) powiedział coś po arabsku. Zrobiłeś właśnie wrażenie! Ale chwilę później dochodzi do niego że biały powiedział po arabsku… ze nie ma kasy! Macie chwilę na ucieczkę, a jak was dogoni – co najmniej herbatę za rozbawienie połowy ulicy!
  6. Taksiarze? Umawiać się przed wejściem. ZAWSZE przydaje się kilkanaście zwrotów w języku kraju gdzie się jest. Krótkie słówko „Bikam?” – znaczące „ile” po którym pada nazwa hotelu – raczej obniży koszt podróży 2-3-krotnie. Ale uwaga, odpowiedź będzie po arabsku, naucz się choćby liczyć. Strasznie przydatne.
  7. Kradzieże? No cóż, zdarzają się. Sejfy przede wszystkim. Nie zabieramy ze sobą rzeczy. Jak stracimy 50 euro – chyba bym nie wezwał policji – bo szansa na znalezienie złodzieja nikła. Pamiętaj: okazja czyni złodzieja. Tyle ode mnie. Policji się nie bać, na posterunku w Hurghadzie spędzałem godziny całe – tak przedłużając wizy jak i w sprawach moich Klientów (rózne były, od kradzieży, przez pobicia – wcale to nie Polak został pobity – po odpisy aktów zgonów) – i tak, zdecydowanie pracują wolno, ale czy dużo wolniej niż polskie służby mundurowe? Nie wiem.
  8. Myśl. To naprawdę nie boli. Bigosu w Turcji nie ma. Pierogów ruskich w Kairze też nie. Hotele w większości dla Ciebie nie puszczą polskiej telewizji, a rezydent nie przyjedzie do hotelu tylko dlatego, ze nie masz w łazience papieru toaletowego. Robale latają, bo jesteś w mniejszych czy większych tropikach. Nikt nie mówi po polsku bo to nie jest najważniejszy język na świecie. A poza tym fakt, że wydałeś całą pensję na wyjazd do Egiptu robi na recepcji zerowe wrażenie. Mają czasem 1000 innych gości. Reaguj więc adekwatnie do sytuacji.
  9. Pamiętaj, że za przestępstwa kryminalne odpowiadasz samodzielnie. Miałem takich panów, co po pijaku wrzucili do basenu kamienne siedziska. Połamali tym (czy może raczej zbili) basen. Straty kilkadziesiąt tysięcy ówczesnych marek niemieckich. Hotelarz nie pozwolił im wyjechać, w areszcie wylądowali do zapłacenia szkód.

Ode mnie… odkrywaj inne części świata czy Europy. Jak już byłeś razy w Egipcie czy w Turcji… jedź do Czarnogóry, albo do Albanii. Odkryj coś nowego! Jak chcesz bardziej „cywilizowany” kraj (och, my Polacy to jesteśmy już mega cywilizowani i zajebiście zachodni w każdym calu) tylko jedź do jakiegoś nieodkrytego zakątka Włoch. Jakaś Kalabria, Apulia czy Abruzja mają więcej do zaoferowania za mniej kasy niż Rimini. Jak znudziła Ci się Costa Brava, ale lubisz klimaty iberyjskie: odwiedź Asturię, Galicję czy Kraj Basków! Pięknie, tanio i niesamowicie (uwierzycie, że ostatnio w Salamance, w nocnym klubie za Heinekena zapłaciłem 1 euro???). Męczy Cię Kreta? Pojedź na inną wyspę. Samos jest fajne, Kos, Ios, Nexos… są ich setki.

Ja staram się unikać miejsc wybitnie turystycznych. Już za tydzień ja będę na wakacjach. Jako że większą grupą jedziemy – musiałem negocjować ilość dni „na plaży”. Poszło mi nieźle, bo tylko 2 na 10 będziemy plażować 🙂 Ale… cicho sza! O tym wyjeździe jeszcze napiszę. Bo to nie jest żaden super znany kraj. Blisko, ale daleko.

No, tyle moich rad na dzisiaj.

Otagowane , , , , , , , , , , , ,

43 thoughts on “Przewodnik praktyczny wczasowicza: O czym nie zapominam jadąc na wakacje, Czyli kontynuacja tematu z mniejszym już przymrużeniem oka…

  1. […] I garść porad na wakacje, już poważniej […]

    Polubienie

  2. Palp Fikszyn pisze:

    […] I garść porad na wakacje, już poważniej […]

    Polubienie

  3. […] I garść porad na wakacje, już poważniej […]

    Polubienie

  4. […] I garść porad na wakacje, już poważniej […]

    Polubienie

  5. dinki pisze:

    Aha, jeszcze dodam jedna rzecz dla rodzicow

    kochani rodzice – sprawdzcie osobiscie jak dzialaja pompy w hotelowym basenie.
    Niektore aby dobrze filtrowac roznego rodzaju brudy basenowe z duza moca zasysaja wode.
    Wiele dzieci sie z tego powodu juz utopilo bo nie bylo w stanie sie uwolnic ze zasyjacego strumienia (albo sie wlosy wkrecily, albo cokolwiek).

    Polubienie

    • Palpfikszyn pisze:

      to mi przypomniało jeszcze jedno: wymagać od hoteli, by bezpośrednie okolice basenu, powiedzmy metr, wyłożyć matami antypoślizgowymi. Ja już miałem w hotelu wypadek śmiertelny dziecka, które sobie rozbiło głowę o jakiś element basenu..

      Polubienie

  6. dinki pisze:

    Bardzo ciekawe uwagi.

    My w krajach cieplych nie wykupujemy all in , tylko halbpension (sniadanie+kolacja). W hotelach sa wyznaczone godziny od-do kiedy mozna przyjsc na sniadanie i na kolacje.Jak mamy jakas dalsza wycieczke to idziemy na wczesne sniadanie. Jak jakas mniejsza wycieczke, to pozne sniadanie i wczesna kolacja sa optymalne.

    Wiele osob, ktore wykupilo all in na zasadzie zaplacilem to musze skorzystac w poludniowych godzinach pedzi do hotelu zeby przypadkiem nie przepadlo.

    My uwazamy, ze w krajach cieplych w poludnie przewaznie nie chce sie jesc, wiec obiad mozna kompletnie z programu wykasowac i dluzej pozwiedzac. A jak sie jest glodnym to mozna skorzystac z jakiejs knajpki. Po wczesnej kolacji tak kolo 17-18 tej mozna chwile jeszcze posiedziec w pokoju hotelowym i wyjsc tak kolo 20:00 tej na miasto – doswiadczyc lokalnego kolorytu, posmakowac lokalnej kuchni (jesli sie nie naobzeralo w hotelowym bufecie i jest jeszcze miejsce na potrawy) i kolorowych drinkow.

    Polubienie

  7. Ciekawe uwagi. Nigdy nie jeździłam na imprezy typu ‚al inclusive’, wolę sama organizować sobie wakacje.

    Podobny przewodnik można by stworzyć na temat zachowania w górach. Kiedyś na forach górskich o tym były dyskusje, może pokuszę się na analizę tutaj 🙂

    Polubienie

  8. olszyn pisze:

    My wyjeżdżamy z Wałkoniem za 2 tygodnie i mnie trochę nastraszyłeś! 😛

    Polubienie

    • Palpfikszyn pisze:

      ale w sensie dokąd jedziecie?

      Polubienie

      • olszyn pisze:

        Grecja. I mnie nastraszyłeś z kradzieżami! Które przecież mogą zdarzyć się wszędzie. Jednak wcześniej to nie docierało do mojej głowy!

        Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          Po prostu pilnuj swoich rzeczy. Ilość kieszonkowców na metr kwadratowy w miejscach turystycznych jest 10 razy większa niż w Warszawie.

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Oczywiście, że pilnujemy. Ale strach jest! 😉

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          No proszę Cię… strach to jak się jedzie do Somalii, Korei Północnej czy do Libii. Ale do GRECJI??? 🙂

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Hahaha Moja matka skutecznie go podsyca mówiąc mi przez telefon: „A czy ty wiesz, że tam się biją, że są zamieszki?”.

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          No tak, słuchaj takich pierdół, to na pewno spędzisz zajebiste wakacje trzęsąc portkami 😉 Ja za kilka dni będę pod granicą czeczeńską – na obszarze jeszcze kilka lat temu okupowanym przez Rosjan. Zaraz obok jest Osetia Południowa – panstwo separatystyczne nie za bardzo uznawane na świecie 🙂

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Tam to dopiero się biją! Nie to co w Grecji czy Turcji!

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          W Grecji już spokój jest. Na Plac Syntagma to się nikt nie zapuszcza w czasie „spokoju” 🙂 Mieszkałem przy tym placu trochę, czułem się jak w Tiranie 😀

          A poza tym w Turcji czy Grecji to raczej napierniczają się z policją a nie z innymi 😉

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Ale dla matki to jedno i to samo, nawet gdy wiadomości o zamieszkach w Grecji pochodzą sprzed roku. Zawsze się będzie martwić i wyolbrzymiać.

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          O masakra, to ja współczuję 🙂 Moją wychowałem turystycznie. Od 13 roku życia jeździłęm sam, od 15 na dłużej niż jeden dzień, a od 18 – nie informowałem. Jak sami jeźdżą to wiesz jaka dyskusja jest?
          Rodzice: Słuchaj, do Izraela jedziemy
          Palp: Na pielgrzymkę????
          Rodzice: No chyba cię popierdoliło. Będziemy akurat w Jordanii, więc chcemy o Izrael zahaczyć
          Palp: ale tam obecnie jest znów zaognienie z Palestyną
          Rodzice: Do Palestyny jeż jedziemy. Tam zawsze strzelają więc na co czekać?

          No, tak mniej więcej 😉

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Ja zamiast się buntować i robić szalone rzeczy mając właśnie naście lat, siedziałem i uczyłem się jak zbudowana jest rozgwiazda. Dlatego ona taka nie przyzwyczajona do tego, że pijam alkohol, chodzę do klubów (teraz rzadko), jeżdżę na wakacje (a nie przyjeżdżam do nich na wieś, gdzie też można przecież odpocząć kosząc 2x w miesiącu podwórko i sad o wielkości 3/4 boiska piłkarskiego!)

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          Hahahaha 🙂

          Wiesz, ja się nie buntowałem, takich rodziców mam. Wychodzili z założenia, ze skoro mając 15 czy 16 lat potrafię sobie zorganizować wyjazd i na niego zarobić, to oni nie mają prawa mi tego zabraniać. Na swoje wycieczki i na hobby sam zarabiałem.

          A widzisz, Ty siedziałeś nad rozgwiazdami, ja nad glebami, przekrojami geologicznymi i statystykami gospodarczymi. Bawiłem się w olimpiady swego czasu (z zcałkiem niezłym skutkiem…)

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Ja w olimpiady się nie bawiłem. W ogóle się nie bawiłem, bo jak można się bawić studiując w wakacje z własnej woli (tak!) 2 tomy zoologii – o wężowidłach, szczękoczułkach i księgach u krów!
          Potem rodzice mało nie dostali zawału jak przez całe wakacje kryłem się po krzakach i telefonicznie flirtowałem z chłopakami!

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          hahahaha, no tak, nie miałem takich problemów 🙂

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Dlatego bywają zaskoczeni, gdy robię rzeczy, które robi każdy inny młody człowiek. Taka już ich uroda! 😉

          Polubienie

        • Palpfikszyn pisze:

          N to czas ich chyba już edukować, co nie? 🙂

          Polubienie

        • olszyn pisze:

          Robię to powoli, aczkolwiek mam nadzieję, że skutecznie!

          Polubienie

  9. Kasia Katanus pisze:

    Wow, wow !!! Fajnie i z sensem napisane. Szacun.
    A ten kraj to …. ???
    Umieram z ciekawości. Obstawiam Albanie lub Gruzję, chyba ze sie mylę :(.

    Polubienie

  10. W zeszłym roku szukałam informacji tego typu i ani razu nie trafiłam na tak dobry tekst! Pełen ukłon Panie Palp 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

perfumomania

subiektywnie i ze szpileczką o perfumach...

JA SKORPION

There is another world, but inside this one, inside me.

escaape

into another world

Kulturalna szafa

#czytajkulturalnie

pocichutku

.. kilka słów ..

Gabinet Osobliwości

Któren zawiera w sobie curiosa rozmaite ku wesołości, ale i smutney refleksyi odwiedzającey go publiczności pomieszczone

Siupster

Widujemy się rzadko, ale intensywnie.

cmentarzysko dudsów

by Agata Rutkowska

sztuka prostoty

Blog o wnętrzach, o tym jak wpływają na nasze życie, aby stawało się proste i szczęśliwe.

niecodziennik

notatki. fotografie. myśli

okiem wariata

widziane lewym okiem wariata

Mama z prądem i pod prąd...

Zatrzymaj się! Nieporadnik (sic!) życiowy okiem kobiety psychologa...z emigracją w tle.